wtorek, 19 stycznia 2010

Koniec jest blisko

Dokładniej początek końca. A jeszcze dokładniej początek końca obecnego porządku świata. Jestem przekonany, że przez wiele lat nie zobaczymy już wiosny takiej jak ta z roku 2009. Wiosny podszytej nadzieją na to, że będzie lepiej. Że jakoś się uda załagodzić kryzys i wszystko będzie tak jak wcześniej. Że powrócimy do niekończącego się wzrostu. Prawie cały 2009 rok to był jeden wielki „Hope”. But there is no hope. Not any more.

Drastycznego kolapsu raczej nie będzie, przynajmniej jeszcze nie teraz. Będzie to raczej początek dłuuuugiej drogi w dół. Kiedy? Wydaje mi się, że w ciągu miesiąca. Być może już jesteśmy na szytach. Szereg rzeczy na to wskazuje, ale pewności nie ma. Nigdy jej nie ma. Konający byk zawsze może mieć bardzo niebezpieczne dla niedźwiedzi przedśmiertne podrygi ataku.

Dlaczego więc właśnie teraz a nie za jakiś czas albo ‘nigdy’? Bo bezwładność toku wydarzeń osiągnęła punkt, w którym nie za bardzo już podlega staraniom ludzi. Podlega jedynie chwilowo. „Chwile” te skracały się od jakiegoś czasu, a teraz powoli bieg wydarzeń staje się całkowicie nieubłagany. Plus minus wojny. Wojny zawsze można wywołać at will. Bezrobocie w USA trudno cofnąć, nie sposób znaleźć źródło wzrostu dla tego kraju. Jak mieli by rosnąć? Nie ma już bańki którą można by napompować tak, żeby podtrzymała nadzieje, a jednocześnie żeby nie rozwaliła systemu. Bo ostatnią bańką, która będzie, będzie bańka wszystkiego, albo inaczej zapaść pieniądza. A to gospodarce na pewno nie pomoże. Podobnie jest w Europie. Też limit został wyczerpany. Fundamenty są mocniejsze, jednak quasi państwowość i socjalizm UE robi ją bardziej podatną na wstrząsy niż USA. Łatwiej tutaj o rozpad, chaos i kłótnie.

Rok 2010 będzie rokiem kryzysu także w Polsce, rokiem upadku polskiego rządu. Koniec z byciem wyspą. Unia europejska przeżyje pierwszy rozłam. Rozpaść może się trochę później. Chin i innych rynków wschodzących nie widzę tak dobrze. Nie wiem, czy będą kontynuować wzrost, czy wpadną w chwilową recesje. Na pewno kraje surowcowe narzekać nie będą. Rosja w najbliższym czasie będzie się tylko umacniać.

2010 rok przyniesie totalne otrzeźwienie w kwestii beznadzieji perspektyw gospodarczych dla świata zachodu. 2010 przyniesie też z dużym prawdopodobieństwem wojnę. Gdzie? Może Iran, może Pakistan, może Jemen. Nie wiem. Można tylko obserwować to co się dzieje. Wojna może być triggerem początku końca. Triggerem może być też jednak coś innego. Jakaś katastrofa. Albo po prostu gdzieś nie wyjdzie jakaś aukcja obligacji rządowych, co rozsieje falę strachu na inne rynki i wystąpi reakcja łańcuchowa.

2007 rok był początkiem. 2008 rok pokazał prawdziwe oblicze. 2009 był rokiem złudnej nadzieji. 2010 będzie rokiem otrzeźwienia, że nadzieji nie ma.

Mam wrażenie, że w chwili wysyłania tego posta mamy doczynienia z przedśmiernym podrygiem byka, być może jedny z.