środa, 16 czerwca 2010

Update

Odbicie, które widzimy nie potrwa długo. Nie wykluczam, że dotrze do szczytów, jednak uważam to za mało prawdopodobne. Moim zdaniem w tym tygodniu zobaczymy (o ile już nie zobaczyliśmy) lokalne maksima. Polska giełda trzyma się na razie relatywnie dobrze, w odróżnieniu do np giełdy węgierskiej. Nie zmienia to jednak faktu, że w Polsce będzie źle, może jednak nie tak źle jak na Węgrzech. Bardzo źle wyglądają Chiny i Australia, co jest poniekąd połączone. Wygląda na to, że bańki nieruchomościowe w tych krajach w końcu pękną. Tak właściwie cały świat wygląda w tej chwili bardzo bardzo źle (może oprócz Indii, Rosja też powinna w miare dobrze sobie radzić). Dlatego nie bedzie z nikąd ratunku jak w 2008/2009. Recesja pogrąży świat (w przypadku Chin pewnie spowolnienie).

wtorek, 18 maja 2010

tragiczne perspektywy

Ostatni post jak na razie był dosyć wizyjny, co dobrze współgra z nazwa bloga. W 3 dni po wpisie dolar wzrósł o 10% do złotówki, a na giełdach był mini krach. Zadziwiające jest to, że wpisy ponadlosowo następują na dzień przed ostrymi zwrotami wydarzeń, ciekawe czy tak będzie i tym razem. Wizyjne jednak były nie wydarzenia na giełdach i walutach, lecz zakrojone na coraz wiekszą skalę ograniczanie deficytów w Europie. Prosta i piękna droga do deflacji, gdyby nie działające inflacyjnie i stymulująco osłabianie Euro. Euro jednak nie upadnie, ewentualnie tylko rozpadnie się. Euro odbije albo odbije to co z niego zostanie. I będzię klasyczna depresja z deflacja. Taki jest mój najlepszy strzał.

Jestem trochę przerażony dzisiejszymi deklaracjami europejskich polityków. Niemcy banują nagą krótką sprzedaż i grożą banowaniem instrumentów pochodnych na Euro (totalnie zatrważające...) Anglicy coś o jakiś 50% podatkach od zysków kapitałowych przebąkują. Nie ma chyba lepszych przesłanek do ostrego skrócenia wszystkiego co niemieckie, angielskie i ogólnie europejskie. A tak na prawdę rzadko kiedy na świecie są sytulacje bardziej pewne niż teraz. Będą duże spadki. Zaczną się bardzo niedługo, a będą trwały długo. Pewnie będzie też gdzieś w trakcie krach. Ostrzejszego odbicia gospodarczego nie będzie przez lata. To pewne jak słońce.

Także w Polsce kryzys jest tuż za rogiem. Złotówka poleci ostro, ludzie zadłużeni w walutach spanikują, gospodarka padnie, rząd upadnie, państwo otrze się o niewypłacalność...

poniedziałek, 3 maja 2010

Inflacja/Deflacja i Iran

Od półtora roku toczy się publiczna dyskusja na temat tego co jest zagrożeniem dla zachodniej gospodarki - inflacja czy deflacja. Mam wrażenie, że "inflacjoniści" są znacznie bardziej popularni, ponieważ dodruk pieniędzy i pękające w szwach budżety dają intuicyjne argumenty za tym, że pieniądz papierowy musi stracić na wartości. Deflacjoniści z reguły nic przekonywującego nie mówią i argumentują, że spadający kredyt i podaż pieniądza to z definicji deflacja. Nie zgadzam się z żadną ze stron. Dla mnie deflacja by była, jakby masowo przemysł musiał obniżać ceny towarów. W tej chwili tego nie ma, albo jest na małą skalę spowodowaną wyprzedawaniem zapasów. Na pewno też nie ma znaczącej inflacji. Pytanie brzmi: czy za rok albo dwa ceny towarów przemysłowych będą znacznie wyższe, czy niższe. Moim zdaniem to co się stanie zależy od rządów. W tej chwili nie przekroczyliśmy jeszcze żadnego punktu bez powrotu. Takie długi państwowe jak teraz mogą się utrzymać w środowisku deflacyjnym przez dłuugi czas. Oczywiście jeżeli rządy będą bez końca wprowadzały programy dopłat do wszystkiego, to są w stanie deflacje odeprzeć, a wszystko zakończy się hiperinflacją. Pytanie, czy ktokolwiek będzie drukował widząc, że wszystko się rozpada? Moim zdaniem nie. Moim zdaniem rządy zacisną pasa ze strachu przed upadkiem. Jeżeli tak się stanie wystąpi wieloletnia deflacja, która jest natulna dla obecnej sytułacji obniżania popytu przy dużych mocach produkcyjnych.
Nie wykluczam, że wystąpi już niedługo niekontrolowany upadek pieniądza papierowego, złoto po paredziesiąt tysięcy $ za uncje i chaos. Ale moim zdaniem jest to mało prawdopodobne. Moim zdaniem miedź i inne surowce przemysłowe niedługo zaczną mocno spadać. Złoto mogłoby wystrzelić do góry, ale wtedy przestraszone rządy podejmą kroki, o których pisałem. Goldbugi obkupujące się złotem po 1500$ za uncje dużo wtedy stracą. A zachodnie gopodarki spowiją się w deflacji, której mało kto się spodziewa.
Jeszcze inna sprawą jest ropa, która wcale nie musi mocno spadać. Mogłaby wręcz niedługo spektakularnie wystrzelić, będąc inicjatorem drugiej fali kryzysu. Wojna z Iranem w tym roku jest prawdopodobna. W końcu widząc, że wszystko się zaczyna walić, warto mieć winnego. Blokada tankowców i ropa po 200$ jest bardziej przekonywująca dla wyborców jako czynnik kryzysogenny niż, że po prostu w najbliższym czasie wzrost jest niemożliwy, biorąc pod uwagę tylko czynniki demograficzne.

update

Ostatnia ostra fala wzrostów stała się faktem. Wydaje mi się, że szczyt został już osiagnięty, ale przy takiej zmiennosci to nic pewnego. Mimo, ze Grecja po raz kolejny została uratowana, kurs EUR/USD promieniuje słabością. Ciekawe czy najnowszy plan bailoutu uspokoi nastroje na rynku dlugu w eurolandzie czy potrzeba bedzie nie 60mld, nie 130mld, a 300mld albo jeszcze wiecej. Na miejscu Niemcow olałbym ratowanie Państw, uratowałbym banki podtopione obligacjami bankrutów.
Tak czy tak, kontynuacja hossy przez pare miesięcy nam nie grozi. Ożywienie gospodarcze, jeżeli można je nazwać ożywieniem, dobiega końcowi. Giełdy to wyczują. Co jak zawsze okaże się po fakcie. Nie wiem, czy jakieś Państwa upadną już teraz, ale niezależnie od tego, lęk przed upadkiem Państw i walut doprowadzi do zaciskania pasa. To tylko dobije konające ożywienie.

wtorek, 23 marca 2010

Update

A jednak indeksy amerykańskie pokonały szczyty radosnie maszerując na północ. Czy szczyty zostaną pokonane także przez inne indeksy, między innymi Wig20, pozostaje pytaniem otwartym. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak się nie stało, jednak nie zakładałbym się o to z nikim. To co jest pewne, to że w przypadku indeksów amerykańskich jest to ostatnia fala optymizmu. Roczna hossa dobiega powoli ku końcowi. W atmosferze rosnących napięć politycznych w Eurolandzie i na świecie. W Polsce wydawałoby się nic nie może zburzyć optymizmu wychodzenia z kryzysu, którego nie było (u nas). Czas bezstroski jest jednak policzony. Bomba długu publicznego tyka. Ten rok będzie przełomowy. Dla Polski, dla Europy i dla świata.

czwartek, 18 lutego 2010

Rynki

Rynki są na rozdrożu. Jeżeli teraz spadną sytuacja zacznie wyglądać źle. Jeżeli jednak podołają wyzwaniu, powinny dojść do szczytów albo nawet przebić szczyty robiąc rajd. Ostatni rajd.

Coraz bardziej skłaniam się jednak ku temu, że szczyty nie zostaną przebite, a nawet nie zostaną osiągnięte. Widać bardzo dużą słabość na EUR/USD, która to słabość jest niezwykle podejrzana. Bo z giełd ostatnio powiało optymizmem. Czas pokaże, ale nieuniknione spadki, kolejne załamanie gospodarcze i szereg innych ciekawych zdarzeń są już niedaleko.

środa, 3 lutego 2010

A teraz od strony technicznej

Wpis z 19 stycznia wyznaczył maksimum (na razie lokalne) na indexach giełdowych. Przewidywanie co do dnia jest nie możliwe, natomiast wbrew obiegowej opinii górki i dołki da się często bardzo dobrze wyczuć. Praktycznie od sierpnia 2009 wszyscy spodziewali się większej korekty, korekta jednak nie nadchodziła. Na początku 2010 wszyscy myśleli, że skoro rok 2009 jest już podciągnięty, bonusy zapewnione, to muszą się pojawić spadki. Nie pojawiły się. Dopiero w momęcie, kiedy wszystkie teorie na temat tego, gdzie jest idealne miejsce na głębszą korektę zawiodły, korekta urzeczywistniła się.

Moim zdaniem 17 stycznia wyznaczył szczyty na dłużej, a w najbliższych dniach/tygodniach powinno pojawić się tego potwierdzenie. Albo indeksy nie zdołają przybliżyć się do szczytów, albo przybliżą się i wyznaczą podwójny szczyt. Możliwy jest też scenariusz, w którym nastąpi niespodziewana bardzo ostra ostatnia fala wzrostowa, która pobije szczyty, jest on jednak znacznie mniej prawdopodobny.

Abstrahując od tego co "widzę" i co nie jest ze świata racjonalnych argumentów, jest też kilka twardych przesłanek, że mamy do czynienia z końcem (ew. bliskością końca) rocznego trendu wzrostowego. Najmocniejszym jest dla mnie bardzo dynamiczne złamanie trendu przez miedź. Generalnie większość surowców i indeksów złamała średnioterminowe trendy wzrostowe i zrobiła to dosyć dynamicznie, jednak niezwykle silna jeszcze niedawno miedź, jest najlepszym wyznacznikiem.

Ostatnim trendem, który będzie złamany jest w moim przekonaniu trend wzmacniania złotówki. Ostatni ruch EUR/PLN, przebijający z hukiem barierę 4, był według mnie mocno sterowany. Rynek po prostu został zalany i na chama przepchnięty. Z tego powodu ciężko jest powiedzieć, czy złotówka może się jeszcze wzmocnić i o ile. Moim zdaniem EUR/PLN do 3,80 nie dojdzie. 3,90 jest prawdopodobne, ale pojawić się nie musi. Jak już jednak dojdzie do jakiegoś technicznego potwierdzenia złamania trendu, wrost EUR/PLN będzie jedną z pewniejszych rzeczy. Zakładając oczywiście, że Euro jeszcze teraz się nie rozsypie...

wtorek, 19 stycznia 2010

Koniec jest blisko

Dokładniej początek końca. A jeszcze dokładniej początek końca obecnego porządku świata. Jestem przekonany, że przez wiele lat nie zobaczymy już wiosny takiej jak ta z roku 2009. Wiosny podszytej nadzieją na to, że będzie lepiej. Że jakoś się uda załagodzić kryzys i wszystko będzie tak jak wcześniej. Że powrócimy do niekończącego się wzrostu. Prawie cały 2009 rok to był jeden wielki „Hope”. But there is no hope. Not any more.

Drastycznego kolapsu raczej nie będzie, przynajmniej jeszcze nie teraz. Będzie to raczej początek dłuuuugiej drogi w dół. Kiedy? Wydaje mi się, że w ciągu miesiąca. Być może już jesteśmy na szytach. Szereg rzeczy na to wskazuje, ale pewności nie ma. Nigdy jej nie ma. Konający byk zawsze może mieć bardzo niebezpieczne dla niedźwiedzi przedśmiertne podrygi ataku.

Dlaczego więc właśnie teraz a nie za jakiś czas albo ‘nigdy’? Bo bezwładność toku wydarzeń osiągnęła punkt, w którym nie za bardzo już podlega staraniom ludzi. Podlega jedynie chwilowo. „Chwile” te skracały się od jakiegoś czasu, a teraz powoli bieg wydarzeń staje się całkowicie nieubłagany. Plus minus wojny. Wojny zawsze można wywołać at will. Bezrobocie w USA trudno cofnąć, nie sposób znaleźć źródło wzrostu dla tego kraju. Jak mieli by rosnąć? Nie ma już bańki którą można by napompować tak, żeby podtrzymała nadzieje, a jednocześnie żeby nie rozwaliła systemu. Bo ostatnią bańką, która będzie, będzie bańka wszystkiego, albo inaczej zapaść pieniądza. A to gospodarce na pewno nie pomoże. Podobnie jest w Europie. Też limit został wyczerpany. Fundamenty są mocniejsze, jednak quasi państwowość i socjalizm UE robi ją bardziej podatną na wstrząsy niż USA. Łatwiej tutaj o rozpad, chaos i kłótnie.

Rok 2010 będzie rokiem kryzysu także w Polsce, rokiem upadku polskiego rządu. Koniec z byciem wyspą. Unia europejska przeżyje pierwszy rozłam. Rozpaść może się trochę później. Chin i innych rynków wschodzących nie widzę tak dobrze. Nie wiem, czy będą kontynuować wzrost, czy wpadną w chwilową recesje. Na pewno kraje surowcowe narzekać nie będą. Rosja w najbliższym czasie będzie się tylko umacniać.

2010 rok przyniesie totalne otrzeźwienie w kwestii beznadzieji perspektyw gospodarczych dla świata zachodu. 2010 przyniesie też z dużym prawdopodobieństwem wojnę. Gdzie? Może Iran, może Pakistan, może Jemen. Nie wiem. Można tylko obserwować to co się dzieje. Wojna może być triggerem początku końca. Triggerem może być też jednak coś innego. Jakaś katastrofa. Albo po prostu gdzieś nie wyjdzie jakaś aukcja obligacji rządowych, co rozsieje falę strachu na inne rynki i wystąpi reakcja łańcuchowa.

2007 rok był początkiem. 2008 rok pokazał prawdziwe oblicze. 2009 był rokiem złudnej nadzieji. 2010 będzie rokiem otrzeźwienia, że nadzieji nie ma.

Mam wrażenie, że w chwili wysyłania tego posta mamy doczynienia z przedśmiernym podrygiem byka, być może jedny z.